09.08.2016

Pisanina v.3 - Archeologia

Nedlim

ARCHEOLOGIA

Przypomniałem sobie ostatnio antycznych pare wpisów, które umieszczałem przy okazji pracy w pewnym małym kantorku internetowym (ciekawe czy nie zbankrutowali do tej pory).

Może najpierwiej wypadałoby zacząć od jakiegoś tła FAPularnego.

Miejsce akcji.

Niedaleko Nowego Światu mieścił (mieści?) się pewien mały kantorek internetowy - bez kryptoreklamy nazwę go KD. Jego właściciele i prezesi byli jednocześnie muminami robiącymi wszystko w tej pracy, przy zachowaniu zasad żydostwa (z wiszącym na ścianie obrazem Żyda na czele). Objawiały się one poprzez "Gdyby mógł to z oszczędności by dupke szkłem podcierał", co skutkowało że swojemu administratorowi płacił najniższą krajową, a mi jako młodszemu adminowi (murzonowi admina) pracującemu na 3/4 etatu płacił 3/4 najniższej krajówki - co skutkowało biedactwem i natychmiastową wyprawą na poszukiwanie nowej, lepiej płatnej pracy.

LUDZIE.

Bo w sumie to na nich sie ten cały kurwidołek opierał. Prezesi - chyba ich 3 było i 1 właściciel. informatycy - ja, programista Ruby i programistka Java oraz Administrator {w sumie on to od wszystkiego był}. Całkiem spoko jeśli chodzi o możliwość pogaduch, ale w kwestii pracy to ból dupy forte o wszystko - plus poszerzenie moich obowiązków jako administratora o wymienianie butli z gazem (sezon zimowo-wiosenny). Była też jakaś loszka - zatrudniona w tym samym czasie jak ja - powiedzmy, że na potrzeby tego wpisu nazwę ją "ANDRZEJ". O niej z resztą niżej. Byli też współwynajmujący, jakiś śmieszek-wannabe-szlachcic-adwokat i jego dwie sekretareczki-dupeczki. Generalnie byli spoko jak próba wrzucenia pliku 10GB na partycję sformatowanej fat32, aczkolwiek można było z nimi bardziej pogadać, niż z ekipą z kantorku.

ADMINISTRATOR.

I oprócz chajsów to był jeden z powodów dla którego zrezygnowałem z mojej "przygody" tam. Człowień był w firmie fizycznie wponiedziałki i wtorki po 4 godziny, z czego dla mnie - na moją pracę i pytania z nią związane - miał około 20minut. Kończyło się tak, że zadawałem mu pytanie i zanim zdążył mi odpowiedzieć to już sie zbierał do domu. A po 2 dniach dostae emaila z odpowiedzią na moje mailowe pytanie o treści "A ten problem już rozwiązałeś?", i co z tego że już 2 tygodnie wcześniej sam do tego doszedłem.

ANDRZEJ.

Na początku było tak, że bociana dziobał szpak. Pracując tam już drugi miesiąc usłyszałem rozmowę kwalifikacyjną. Przeszedłem sobie casualowo pod pomieszczeniem gdzie się ona odbywała i poczekałem aż wyjdzie osoba przepytywana. Wstępna ocena - 7/10 i góra 24 lata - może dlatego, że widziałem tylko jej tył... Wszystkosię zmieniło gdy przyszła do pracy i ujrzałem jej paskudną facjatę i dowiedziałem się ile ma lat (wtedy). Nie wdającsie zbytnio w szczegóły sprawdziło się porzekadło "Z tyłu liceum z przodu muzeum." zaś jej wiek tak bardzo przestrzeliłem, że aż zaldupsko ściska. Wtenczas miała lat 30 :O

Jako współpracownik była całkiem okej, jednak wkurwiało mnie jej podejście... mentalność ofiary, że cały świat jest przeciwko niej a wszystko co zrobi to zrobi źle. Ah! I najważniejsze. Nadgorliwość gorszą od faszyzmu kultywowała i upominała mnie i programistę o naszej robocie jakoby to wiedziała lepiej i więcej. Zasrana sekretareczka. A jak dostała fake'owego maila o koniecznej płatności aby otrzymać zwrot podatku to mnie rozjebała w opór. Nie dość, że wysłała przelew w imieniu firmy nie informując szefostwa otym fakcie to jeszcze ze służbowej skrzynki wysłała emila z prośbą o potwierdzenie czy przelew dotarł i info o tym kiedy ten zwrot nastąpi. Sprawa wyszła na jaw gdy ANDRZEJ otrzymała zwrotkę, że ten adres email jest nieprawidłowy i zwróciła się z tym do mnie.

Generalnie tępa dzida.

PABLO (COELHO)

Koleś generalnie jedyny w porządku wobec wszystkich. Pracował zdalnie, więc tym bardziej mnie nie wkurwiał. Umiał sobie radzić ze swoim kompem i swoimi hasłami, których nie zapominał - przez co nie robił mi niepotrzebnie dodatkowej roboty. Kolejnym jego plusem (zaletą? bardziej pozytywną cechą - było to, że jak był już fizycznie w firmie to zabierał mnie i ANDRZEJA na Warszawe na jakieś awantgardowe żarcie. Przez niego generalnie powstawały wpisy o moich przygodach gastrycznych. I muszem ich znaleźć by tutaj zamieścić kiedyś, bo imho były dobre.

Nachwilę obecną to wsio.

Pozdrawiam i spierdalam,

Nedlim.