Można powiedzieć, że jest to jedna z moich ulubionych czynności. Wróć! Śnienie występujące podczas spania - to jest to! Jak jednak to wyglada w praktyce (z mojej perspektywy), to już jest inna para Sebosów. Zaczynając od początku, to już dawno temu - jeszcze za czasów BimberStraSSe - denerwowały mnie sny w których chciałem coś zrobić, a nie mogłem, na przykład uciekanie przed wyimaginowanym potworem, a nogi ruszają się jak w melasie lub spadam na pal i nie mam możliwości zmiany toru lotu. Chcę zwrócić tylko uwagę, że miałem wtedy około 6-7 lat, jeszcze przed przeprowadzką na Wygnanie. Pewnie się zastanawiacie teraz nad jedną rzeczą, a mianowicie
Otóż nie wiedziałem, jedyne czego bardzo chciałem - bo bezgranicznie mnie brak tegoż wknurwiał - to uzyskać kontrolę nad contentem snów, a przede wszystkim nad swoim sennym "JA". I teraz wyobraźcie sobie małego okularnika z dużym czołem leżącego na wyrku i rozkminiającego jak zmusić siebie w snach do robienia tego co zapragnę, lub chcę zrobić, przez co wyglądał mniej więcyj jak mój pieseł. {póki co tylko linkeł bom zapomniał how to into BBCODE}
Po wielonocnych sesjach (to słowo mi się źle kojarzy HURR) wpadł on na genialny pomysł! Czemu by nie HYRR DYRR zachcieć mieć kontrolę nad snami, skoro są one moje i tylko moje? Łatwiej jednak takie postanowienie powiedzieć, niż zrobić. Przez wiele nocy kładłem się spać z jedną myślą, przewodnią swego rodzaju pojebaną mantrą "Chcę kontrolować swe sny". Nie wiem czy to siła autohipnozy/autosugestii, ale koniec końców osiągnąłem ten cel. A objawił się on w jednym z kilku powracających do tamtego czasu snów, który był zawsze "bramą" do kolejnych danej nocy.
Ja, gnój ok 7 letni siedzę sobie w pokoju/salonie z rodzicami i młodszą siostrą-kartoflem i gramy na cymbałkach. Zawsze słychać było pukaie do drzwi, zawsze jakopierwsybiegłem do tych drzwi przechodząc przez kuchnię, i wzdłuż meblościanki-regału oddzielającej tę zaimprowizowaną kuchnię/łazienkę/toaletę od części pokoju zajmowanej przez moją już Ś.P. Babcię Z. Mijałem legowisko Karo i otwierałem drzwi. Za nimi z tunelu przechodzącego przez blok - jak brama, tylko bez bramy i z kocimi łbami zamiast kostki) szedł w moją stronę minotaur (byłem wtedy, i nadal jestm bardzo into mitologia). W każdym ze snów dawałem drapaka spowrotem do pokoju rodziców, ale potykałem się o próg i monitaur mnie zabierał ze sobą. Powiem tylko, że budziłem się przerażony. Gdy uzyskałem kontrolę nad snem to jedyne co mi się udało zrobić to przeskoczyć nad progiem, wtedy to jednak minotaur porwał po prostu moją siostrę - Kryptonim DZIDA - ja, jak to brat pobiegłem za nimi i zobaczyłem iż potwór wchodzi w portal w bramie. To wtedy ja JEEEB! za nimi i wpadłem do wielkiego pomieszczenia, jakby hali. Ściany zdawały się nie istniały, było tylko mieniące się kolorami tło w którym na podłodze jak szkolna posadzka stały drzwi, i chodziły do tych drzwi różne potwory wrzucając do nich rozwrzeszczane dzieci zabrane z ich domów. Gdy dogoniłem tego który porwał moją siostrę to zobaczyłem, że wrzuca ją do drzwi, które wiedziałem [podświadomie?] prowadzą do kolejnych snów. Wskoczyłem za nią, i tu się sen zakończył. Dotychczas się nie powtórzył, lecz z perspektywy czasu uważam, że był to kamień milowy w rozwijaniu tej umiejętności.
Po przeprowadzce na Wygnanie zaczął powtarzać się inny sen, tylko że on zawsze zwiastował to że rano obudzę się chory (38,5 stopnia gorączki z zatkanym nosem i kaszlem chory). Może najpierw opowiem co nieco o samej lokacji, w której mieszkam do dziś. Jest to osiedle położone w malowniczej części Piaseczna podchodzącej już pod Mysiadło. Cztery dwupiętrowe bloki z trzema klatkami schodowymi i średnim wiekiem mieszkańców 40+ będących w głównej mierze ex-policjantami/milicjantami z domieszką dużej ilości dzieci w różnym wieku -pod koniec lat 90 ubiegłego wieku. Niektórzy dopiero uczyli się na dywan po drabinie wchodzić gdy ja, 8 latek tam się wprowadziłem, a było też paru takich co już gimbazę kończyli. Wokoło tejże lokacji były ogródki działkowe należące do mieszkańców i między każdym blokiem taki mały las, jakby go wyciąć to między tymi 4 blokami możnaby bez problemu postawić 4 kolejne bloki. I ja mieszkając na 1 piętrze śniłem i rozwijałem swoje umiejętności świadomego śnienia. Pomocne były wtedy popularna PS1 - po roku ją przerobiłem na pirata, dzielnie i niezawodnie służyła mi przez 13 lat oraz moje zamiłowanie do książek - zarówno bio, jak i scifi, oraz filmów - z tatem oglądaliśmy sobie Godzillę i inne tego typu produkcje lecące w telewizorni za czasów gdy Rysio z "Klanu" kazał Bożence umyć rączki, a Ridge z"Mody na Sukces" był tylko teściem swojego ojca.
Przechodząc do kwestii snu, to rozpoczynał się on podobnie jak ten z poprzedniej lokacji. W pokoju który współdzielę z rodzicami i siostrą - teraz jest on na wyłączność pokojem rodziców - siedzę sobie na wersalce i słyszę pukanie do drzwi, otwieram je i wychodzę na klatkę schodową, zapalam światło na klatce i wrastam w ziemię... Słyszę maniakalny śmiech i widzę cień biegnący w moją stronę po schodach. Sen kończył się w tym momencie moją zakładam śmiercią bo ostatnie co widziałem to były dwie pary wściekle zielonych oczu wpatrujące sie we mnie, a raczej będące na kursie kolizyjnym z moją twarzą. I znowu wkurwienie i szukanie sposobu by się zmusić do ruchu. Następnym razem (a raczej wiele nastepnych razów potem) udało mi się zmusić siebie do wejścia przez drzwi. Nie przewidziałem tego, ze potwór zapuka do nich, a moja mama je otworzy i potwór zabije ją i mnie. Rozkminiałem ten scenariusz wielokrotnie, i najbardziej sensownym było żądanie aby tuż za drzwiami pojawiła się dziura bez dna ze śliskimi ścianami, gdy mama otworzyła drzwi (miała we śnie długie ramiona sięgające ponad przepaścią) potwór z rykiem wpadł do otchłani. Zadowolony czekałem na dalszy rozwój wydarzeń, więc siadłem przed TV razem z tatem. Uwagę moją przykuło podskakiwanie TV na barku, więc wyjrzałem przez okno by ujrzeć wielkiego dinożarła. Za pierwszym i wieloma kolejnymi razami nie udawało mi się uciec z mieszkania i z bloku bo mnie dopadał i łapał wrzucając sobie do paszczy budziłem się gdy ruch przeżuwania się rozpoczynał. W końcu gdy udało mi się przejść przez potwora z klatki schodowej i pokonanie strachu przzed dinożarłem postanowiłem, że najszybszą opcją będzie wykoczenie z okna MAGIK-style, tylko z paralotnią zamiast braku czegokolwiek co mogłoby spowolnić upadek. Po wyskoczeniu z okna (1 pietro) i odleceniu kilkudziesięciu metrów od dinożarła zobaczyłem właz. Otworzyłem go bo miał klamkę i wskoczyłem do środka, obudziłem się z poczuciem bezpieczeństwa.
Gdy chodzi o sny, to jeśli bardzo czegoś chcesz to to się stanie możliwe w nich. Bardzo pomocnajest zabawa własną wyobraźnią na jawie, czy też czytanie książek, oglądanie filmów, lub grannie w gry. Nie od razu Kraków zbudowano, ale o tym co widziałem w swoich snach i co niejako "przeżyłem" w nich nadrodze dopełnej kontroli nad światami pokazywanymi mi przez umysł w nocnych majakach - to zamieszczę w następnym wpisie.
A póki co to pozdrawiam i spierdalam,
NEDLIM.