Dzień dobry. Będę pisał nie po polsku i jak to pan B. z lab. mech. płynów ujął: "brakuje podmiotu i orzeczenia, a ten imiesłów bierny jest nie potrzebny. Inżynier od humanisty ma się różnić tym że humanista może nie znać się na sprawach technicznych". Dziękuje Pan Janusz za takie stwierdzenia, ale to nie moja wina, że nauczanie języka polskiego jest beznadziejne, lektury cholernie nudne, bądź idiotyczne- ale ja nie o tym tutej.
Jestem typem człowieka, który jest zafascynowany samochodami i niektórymi motorynkami/motocyklami i który może jeździć nimi tylko we snach bądź grach komputerowych. Dlaczego? Bo forsa- ale raczej nie jej brak, a bardziej niedomiar(cokolwiek to znaczy). Ja nie klepałem biedy tak jak niektóre dzieciaki ode mnie z podstawówki jak sobie teraz wspominam czy też nie miałem strasznych historii rodzinnych, i nie jest w moim stylu podejmowanie decyzji na szybko (przynajmniej jak już myślałem żeby coś kupić/zrobić to zdarzało się że zastanawiałem się nad zakupem/zrobieniem przynajmniej 3 miesiące czy warto).
Żeby tak nie pierdolić to troche historii: zaczło się od modelu zdalnie sterowanego, który wylicytowałem na allegro za 600zł. Co_śmieszne.jpg był spalinowy 2[cm3] XD, co_śmieszne2.mp4 nadal pamiętam co to był za model (Tamiya TGS z budą Subaru Imprezy). Strasznie się tego na modowałem mając 10-12lat(juz nie pamietam kiedy to było). Ponieważ był to model typowo torowy o prześwicie 4mm, a ja byłem zafascynowany wtedy rajdami WRC(a z prześwitem 4mm to nawet na kostce brukowanej ciężko jeździć), no to decyzja była prosta- podwyższamy zawieszenie. JEB allegro kupteraaaaz amorki, dremel w dłoń, wycinamy plastiki aby wahacze miały większy zakres pracy i działa. Potem zachaciało mi się driftów- taśma izolacyjna na koła i bokiem po całym garażu. Brakuje mocy? No to maku wymyślił że wypoleruje cylinder to będą mniejsze opory tarcia i moc wzrośnie 200krotnie(po tym zabiegu zrozumiałem że honowanie cylindrów jednak do czegoś służy XD). No i sie skończyło bo nowy silnik za drogi :P. Było jeszcze więcej modów ale już nie pamiętam, dawno to było. Potem był skuterek hondy ze słomczyna (rozebrałem go ze 2 razy), potem Jawa Robby (takie coś jak polityka dzisiejszego romet, kupujemy w chinach, składamy w czechach i mamy czeski motor). Też sie tego narozbierałem, zmieniłem cylinder na większy, doszła nowość- walka z chińską elektryką, wielokrotnie lakierowanie. Tą jawkę najlepiej wspominam bo zwiedziłem nią większość południa Warszawy i troche terenów na północ od Warki spalając 1,5-2L/100km i to kiedy benzyna była po 3,5złotego. Robiłem sobie wycieczki od 8 rano do 8 wieczorem, a potem nie czułem dupy od wibracji tego chińskiego silniczka co niby był na licencji hondy. Wtedy poczułem wolność jaką daje wałsny pojazd i zrozumiałem że co chce w życiu robić- być w tematyce motoryzacji.
Pewnego dnia 2012 roku okazało się, że opłaciło się nie mieć konsol do gier, ton oryginalnych pudełek kolekcjonerkich. Odkładany od dzieciaka hajs(ciężko było bo dziwnym trafem łatwiej sie wydaje niż kumuluje $$. Czy macie może tak, że jak coś zarobisz samodzielnie to nie masz ochoty tego wydawać tylko to magazynujesz?) + pomoc starszego (o jak ja mu jestem wdzięczny), no i zrealizowało się moje marzenie- własne auto. Własne auto w którym moge grzebać bez obawy, że starszy/starsza nie odpali swojego przez to że np. zapomniało mi się podpiąć sterowania od zintegrowanej cewki, albo że przez wadliwy zamiennik jakiegoś gówno czujniczka albo czegoś innego, wina za usterke spadnie na mnie i trzeba oddać do warsztatu, bo "coś popsułem". Rodzice doskonale widzieli że "choruję na pojazdy silnikowe"- chyba przez to, że wszystko co ma silnik u nas w domu(oprócz samochodów) było rozebrane do wału korbowego, potem z powrotem zmontowane i nawet działało. Widzieli, że to zajęło mój mózg jak rak. No i jak sie zgodzili na magazynowanie w garażu jeszcze jednego auta to byłem w niebo wzięty.
No i pierwsza zagwostka. Co kupić. "Ja chce być prawdziwy facet, a prawdziwy facet jeździ czołgiem- przynajmniej łatwo zaparkować" XD. Ale że ciężko było kupić czołg no to terenówkę. Zawsze chorowałem, choruję i będę chorował na Mercedesa gelendę. Jak będę milionerem załatwie sobie taki. Ale to za drogie w kupnie i utrzymaniu. No to suzuki viertare bo tania we wszystkim. Ale każdą suke jaką spotkałem zjadała rdza co mnie odtrącało, no i suzuki- nigdy nie miałem do czynienia z tą marką oprócz pomocy Nedlimowi jak mu sie ciapak zeżygał na kanape to poratowałem Cyclone firmy Nielsen(o czyszczeniu auta i chemii będzie kiedyś oddzielny blog albo nawet vlog jak mi sie zachce). No to może coupe? Na coupety zachorowałem kiedy zobaczyłem w124 wujka z silnikiem bodajże M104 (model 300CE)co se ze od szwajcara kupił- ależ fantastyczne auto. No to szukam coupety, będę prawdziwym biznesmenem ala warszawiak, wszystkie panny moje(huehue, z tymi pannami to nigdy nie wychodziło, czy z autem czy bez XD). Pierwsza myśl NFSU2 ze stadionu dziesięciolecia i Hyundai Tiburon. Ceny znośne, ale pod względem mechanicznym wielka niewiadoma- jednak nie. Choroba na kupety rozkręcała się na dobre- troche mama też ją podkręcała, trzeba jej przyznać umie manipulować ludźmi :). Jako, że tato zawsze miał Mercedesy to ja też chorowałem na Mercedesy. No to myślę: R129 za drogie i "stare". W124 też drogie i równie "stare". W208 (niby W210 w coupe ale na bazie podłogi w203 bodajże) nie bo jak dla starszego dziadka i dziwne ma te lampy. No i ta korozja- akurat starszy miał w tym okresie w210 320cdi i walczył z korozją (ale to miało kopa, chyba niektórzy paganie kojarzą wiedzą o czym mówie jak jeździłem z nimi tym autem- dodam na marginesie, wtedy miało problemy z układem wtryskowym i to nie było 100% tego co te auto potrafiło i w sumie z tego powodu też poszło do "żyda". Ależ ta kooperacja Z Chryslerem bokiem wyszła Mercedesowi. BTW w nawiasowym BTW[mówiłem że będzie bez sensu i bez jezyka polskiego-"dojebać nawiast kwadratowy dla potrójnej incepcji BTW"] ) . Tak, wiem Neldum- Maku kant intu bbkode. Też z powodów korozyjnych odpadło SLK.
No i przeglądam pewnego razu allegro i zobaczyłem coś o czym zapomniałem, że strasznie mi się podobało jak pierwszy raz zobaczyłem to auto w jakiejś gówno gazetce typu autoświat: BMW E46 M3. Jakie to piękne auto, no ale drogie jak helikopter Robinsona, ciekawe czy są jakieś mniej upakowane bajerami coupety bmw z silnikami które nie mają za dużo pierdół (wyznaję politykę- im mniej vanosów, turbo, kompresorów i innych- tym taniej to utrzymać i mniej sie psuje). Szukam i znalazłem: E46 w coupe z silnikiem 1.9 4 cylindry na jednym wałku z porażającą mocą 118KM. No i komentarze starszego "będziesz miał wydatki". Ja mu na to: patrz, części w cenie 2/3 lub 3/4 odpowiedników w mercedesie, jakie wydatki? Do tego blacha ocynk, ranty błotników w podwójnym baranku, każdy spaw na mastykach- inna klasa jakości niż dzisiejszy rdzewiejący merol. Zaczęło mu się to podobać, a ja dostawałem gorączki z tej choroby. Przeczytałem fora bmwklubpolska i bmwsport w całości. Wiem chyba niemal wszystko o tym aucie, wadach fabrycznych i żadna mnie nie zraziła. Uważam że to jedno z ładniejszych aut z ostatnich 20lat i dużo osób które czasem mi sie zdarza wozić, mówi że "nie lubie bmw ale ten model jest naprawde fajny". Mam to samo zdanie. Ogółem nie lubie BMW (zdziwieni? Mam nadzieje że nie). E30 okropne, E36- przeż to jest Daewoo Espero- ten sam poziom stylistycznie. E39 wielki dupowóz który wygląda jak łódź podwodna, nowe BMW to w ogóle jakieś dziwne są. Ale E46 w coupecie chwyciło mnie za serce (troche też za konto bankowe huehue, ale sie pewnie okaże że mniej niż SiMR XD ). Od czasu kiedy mam ten samochód, spotkałem jedno auto które zwróciło moją uwagę jako: "może sobie kiedyś kupie takie używane"- Mercedes CLA, ten taki nowy co MLMy rozdajo w lisingu(ma jedną wadę- napęd na przód ale to bym przebolał). Po przekonaniu starszego że przemyślałem wybór i że zachorowałem totalnie, nastąpił bardzo szybki obrót zdarzeń: szukanie znośnego egzemplarza z silnikiem M43TUB19, znalezienie znośnego egzemplarza, pojechanie aż za Wrocław bez odwiedzania Wonqa (wtedy jeszcze nie istniał, chyba nawet mało co na ts bywałem), kupno. Nawet starszy powiedział że gdyby nie to że to manual to by mu sie podobało. Ale jak sie szuka używki to ciężko wybrzydzać(też jestem leniwy i wole automaty).
Staram się rozwijać w kwestiach programowania sterowników w aucie, uczę się na BMW grzebać w hexach ale słabo mi to wychodzi bo to trudne a ja cienki bolek jestem i jedyne sukcesy jakie odniosłem to zmiana pliku konfiguracyjnego sterownika świateł dzięki czemu mam mryganie kierunków przy zamykaniu auta, które występuje tylko w wersjach z alarmem i światła do jazdy dziennej. Szkoda trochę bo myślałem napisać inżynierkę w tych tematach ale chyba nic z tego. Trochę próbuję rozgryźć merola i jego stardiagnosis ale tam wszystko albo zaszyfrowane albo zaszyfrowane tak że trzeba dzwonić do merola po klucz na 10godzin w cenie bukwiejakiej(bez adnotacji o fripinie), a ja tego nie moge bo multiplexer z chin... W planach próba aktywacji komputera pokładowego, który pokazywałby spalanie i inne śmieszne rzeczy i dorobienie stacji multimedialnej z podłączeniem po CANie, ale dużo wody w kiblu upłynie zanim się za to zabiore. Chcę spotkać osobę, firmę, zakręcić się w jakimś towarzystwie i robić to co lubię i być w tym dobrym i cenionym. Dlatego też wstąpiłem do Hussara chociaż mało przy nim robię przez te moje chróbska i sesje.
W tym tekscie zawarłem jakieś 40% swojego "życie które". Nie wiem czy mi sie udało to pokazać, nie wiem czy widać to po mnie na codzień: jestem maniakiem samochodowym. Samochody to moja jedyna pasja na dzień dzisiejszy i jedyna która przetrwała najwięcej czasu(porównując tutaj hobby jakiego się dotykałem czyli modelarstwo czy motory- oba umarły, ale motory jeszcze czasem jeżdżą mi po zwojach mózgowych). A jakby udałoby mi się pracować w "temacie" to byłbym najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Chciałem to napisać danwo, bo zawsze miałem wrażenie bycia lekko anonimowym nawet na pagu, ja mocno obserwuje innych, a inni jakby nie wiedzą kim jestem. Nie pasuje do chińskich bajek, PS VITY, gier komputerowych(jedyna którą znam dobrze to CS bo to w sumie jedyna która mnie wciągła za czasów gimbusa, oprócz usuwania drabinki w simsach- wiecie że chciałem kiedyś być architektem domów? Przez to grałem w simsy). Nie wiem co to WoW, Diablo 2 znam tylko dzięki bratu ciotecznemu, wiedzminy, lole, battlefieldy, cody i inne dziwne rzeczy jak "Michael hop hop" poznałem tylko przez pagan. Nie wiem co to pegazus, z konsolą miałem styczność tylko z Gameboyem Colorem z kartą "1000 gier" którą dostałem od wujka na któreś święta za dzieciaka. Z atari korzystałem kiedyś w szkole muzycznej, bo akurat takie tam stało z bazą nutową do różnych utworów czy czymś równie śmiesznym, plejstejszony xkloce to też zasługa Kamionki. Może kiedyś Druid Maksymilian przekona mnie na linuxa ale to chyba jeszcze daleka droga. Ale siedzenie na padze to zawsze zastrzyk śmieszkizmu i wysokiej jakości towarzystwa (ale żem dopierdolił XDDDDDD).
Dziękuję i na razie bez odbioru.
Maku
PS. Skoro już znacie mniej więcej jak bardzo jestem pierdolnięty, mam jedną prośbę i proszę o zrozumienie. Jak jeździcie ze mną w BMW to zamykajcie drzwi przy wysiadaniu inaczej niż popychając za szybę. Niestety szyby bez ramek mają wadę, że przez takie łapanie za szybę tworzą się luzy na ślizgach i trzeba je wymieniać (a moje są w takim stanie, że trzeba by je wymienić 5 lat temu). No i nie lubie jak ktoś coś wpierdala coś w aucie, chyba że daleka podróż. Jak już coś musisz zjeść grubasie to albo skonsultuj to ze społecznością podróżującą i zatrzymamy sie na obiad albo wpierdalaj tak żeby nie na kruszyć tak jak masz to zwyczaj przy korycie u siebie w domu.
PS2. O czym będzie ten blog? Ten blog będzie o wszystkim tym co umiem, czego się nauczyłem (dziwnym trafem nie przez SiMR) jeśli chodzi o samochody. Będą też praktyczne uwagi dla każdego uzytkownika samochodu. Będzie troche przeplatane z projektem który ma nazwę roboczą "Biblia simrowca"- takie tam narzekania na simr. Ale to wszystko będzie się pojawiać jak mi się zachce, jak znajdę czas.